moja ocena: 4/6
wydawnictwo: Fabryka Słów
rok wydania: 2010
liczba stron: 268
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami… tfu, stop! Przecież jesteśmy w rosyjskiej bajce. Jeszcze raz:
W dwudziestym siódmym królestwie, tam gdzie ptak nie doleci, wilk nie dobiegnie, koń nie doskoczy, co gorsze- w czasach sprzed sprowadzenia kartofli, stoi sobie miasto Łukoszkino, w którym siedzibę swoją ma pewien car. Car Groch dokładnie- odważny, przeważnie mądry, w złości porywczy nieco (najpierw podejrzanych wiesza, później dowodzi winy), ale o miasto i jego mieszkańców dba. A w mieście tym zamieszkuje pewna Baba Jaga. I jak na prawdziwą Babę, a do tego Jagę przystało: ta gotuje wybornie, czaruje niezgorzej i wygląda strasznie. Ale serce ma ze złota. Dlatego też kiedy z jej piwnicy wyszedł podporucznik milicji Nikita Iwanowicz Iwaszow, przybysz z odległego świata (czyli mniej więcej współczesnej Rosji) udzieliła mu wszelkiej gościny, a ze swojej chaty pozwoliła zrobić miejscową komendę milicji, jedyną na cały kraj, a pewnie i ówczesny świat. Dobry milicjant w każdym miejscu i czasie dba o ład, porządek i służy prawu, więc Nikituszka szczerze mówiąc mocno przejęty nowym otoczeniem nie był. Miał wikt i opierunek, dobrą pracę, regularną płacę- lepiej niż w poprzednim domu (tylko tych kartofli żal, bo zjadłoby się takich pieczonych). Znajomości też sobie szybko wyrobił, bo sam car Groch liczył się z jego zdaniem!
Tak więc kiedy carski skarbiec zostaje okradziony, Nikita Iwanowicz ma niepowtarzalną szansę wykazania się i schwytania złodzieja. Jednak nie będzie to takie proste, bo okazuje się, że skradziony kuferek złota to jedynie wierzchołek góry lodowej, a cała sprawa jest znacznie poważniejsza.
Nie wiem skąd biorą się pomysły w głowie Andriej’a Bielanin’a, ale jest ich tam całe mnóstwo. W jego książkach zawsze tyle się dzieje, że czasem trudno sobie przypomnieć kolejność zdarzeń, przeplata się wiele różnych motywów i rozwiązań, które co najdziwniejsze nie kłócą się ze sobą, ani nie powodują przesytu. Obok siebie pojawiają się więc elementy rosyjskiego folkloru, współczesnej muzyki czy literatury angielskiej (bo nie wiem czy wiecie ale Szekspir „Romea i Julii” sam nie wymyślił, tylko bezczelnie ściągnął gdzieś podsłuchaną historię Romka i Julki, co to niedaleko Łukoszkina mieszkali i żadną się tam tajemniczą miksturą nie truli, tylko się Romko narąbał do nieprzytomności).
Co więcej- humoru tej książce też nie brakuje, więc podczas lektury no po prostu nie można się nudzić, choćby się bardzo chciało, a już szczególnie gdy do akcji wkracza mój ulubieniec Mitka- chłop jak dąb, życie by za ojczyznę oddał, ale inteligencją zbytnio nie grzeszy. Lekki styl autora, praktycznie brak jakichś bardziej szczegółowych opisów, więc całość czyta się szybko i przyjemnie.
Może i ta historia nie mrozi krwi w żyłach, może nie przyspiesza bicia serca, ale na pewno zapewnia rozrywkę i dużą dawkę dobrego humoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz