wtorek, 22 listopada 2011

"Wirus"

autorzy: Guillermo del Toro, Chuck Hogan
moja ocena: 3/6
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
rok wydania: 2010
liczba stron: 500

Chyba nikogo już nie dziwi sytuacja, kiedy w księgarniach, obok setek podobnych, pojawia się kolejna książka o wampirach. Bo to jest teraz modne i w dodatku jest gwarancją zysku/sukcesu (niepotrzebne skreślić). Mimo to, w natłoku wampirzych nowości ciężko jest dziś znaleźć książkę, w której te istoty byłyby postaciami negatywnymi, do czego- wydaje mi się- w ogóle zostały stworzone. Na pewno istnieje jakieś skomplikowane, psychologiczne wyjaśnienie tego zjawiska i chętnie je kiedyś poznam, gdyż sama jestem fanką wampirów w literaturze. Między innymi dlatego właśnie sięgnęłam po pozycję o wdzięcznym tytule „Wirus”. Już z okładki możemy się dowiedzieć, że będzie to „mrożąca krew w żyłach powieść o walce między ludźmi a wampirami”. No cóż, może nie jest to zbyt odkrywczy i szczegółowy opis, ale po przeczytaniu mogę stwierdzić, że nawet trafny, bo prócz walki z wampirami to właściwie niewiele więcej można powiedzieć o fabule książki.

Pewnego wrześniowego wieczoru na lotnisku JFK w Nowym Yorku ląduje najwyższej klasy samolot pasażerski z ponad dwustu osobami na pokładzie. Wszystko wydaje się być w porządku do czasu, kiedy zauważono, że nie wysiadł żaden pasażer, drzwi nie zostały otwarte, a sam samolot sprawia wrażenie… martwego. Terroryści? Wyciek gazu? Broń biologiczna? Chciałoby się powiedzieć: oby… Ale to coś znacznie gorszego. Coś, co chce zgładzić ludzkość i tylko dwoje ludzi ma o tym jakieś pojęcie.
To co rzuca się w oczy od pierwszych stron to sama konstrukcja powieści przypominająca prawie gotowy scenariusz do filmu. Ujęcie pierwsze: fragment rozmowy w kokpicie (na czarnym ekranie lecą napisy początkowe), cięcie. Ujęcie drugie: pracownicy w wieży kontroli lotów zauważają, że samolot stoi w niewłaściwym miejscu (tu już napisy przechodzą w główne role), cięcie. Ujęcie trzecie: zbliżenie martwego samolotu, podjeżdża pracownica lotniska, która od razu czuje, że tam jest coś złego (muzyka pełna napięcia i w kulminacyjnym momencie wyskakuje tytuł), cięcie. I tak dalej… Cała książka składa się z krótkich scen opisujących wydarzenia w różnych częściach miasta, niektóre nie wnoszą nic do fabuły oprócz tego, że po prostu są. „Wirus” liczy sobie dokładnie 500 stron, a wydarzenia w nim opisane rozgrywają się w czasie czterech dni, trzeba więc było te strony czymś zapełnić. Nawet zakończenie jest tak rozwlekłe, że przestaje trzymać w napięciu gdzieś w połowie.
Książka sprawia przez to wrażenie, że została napisana na siłę. Ktoś wpadł na pomysł napisania utworu o walce ludzi z wampirami, obmyślił legendę i medyczne aspekty wampiryzmu (wcale niegłupie, chociaż zauważyłam kilka nieścisłości), a reszta to już tylko wysysanie krwi i nawalanka. Z czasem zaczyna męczyć czytanie wciąż o tym samym tylko w innym miejscu i z udziałem innego wampira. Pomijam już takie cuda jak srebro przecinające stal, czy zadziwiający zwyczaj niezamykania drzwi na klucz, gdy w mieście grasują przerażający krwiopijcy.

Mimo, że w ogólnym rozrachunku jestem raczej negatywnie nastawiona do tej książki, to kilka rzeczy mi się w niej podobało. Po pierwsze możemy w niej znaleźć dużo interesujących informacji i ciekawostek, np. z przebiegu sekcji zwłok, ustalania czasu i przyczyny zgonu, procedur pobierania próbek, czy chociażby zwyczajów szczurów. Po drugie język powieści jest prosty i lekki, a tekst łatwy w odbiorze, przez co czyta się szybko. I po trzecie- niezbędny w tego typu utworach element grozy i napięcia. Przyznam się, że gdy zdarzało mi się czytać „Wirusa” w nocy, gdy byłam sama w domu to faktycznie momentami odczuwałam coś, co z pewną dozą tolerancji można nazwać cykorem ;)

„Wirus” to pierwsza część trylogii zatem zakończenie pozostawia niedosyt i przygotowuje grunt pod kontynuację. Mnie osobiście do niej nie ciągnie, ale fani horrorów może się ucieszą. Ja do wielbicieli horrorów nie należę, zarówno książkowych jak i filmowych. Niewiele ich w życiu przeczytałam, kilka obejrzałam i mam nieodparte wrażenie, że „Wirus” lepiej by wypadł na ekranach kin niż w formie powieści.

piątek, 4 listopada 2011

Opowieści rodu Otori

Po słowiczej podłodze. Tom I
autorka: Lian Hearn
moja ocena: 5/6
wydawnictwo: W.A.B.
rok wydania: 2003 (I), 2004 (II), 2005 (III)
liczba stron: 368 (I), 367 (II), 420 (III)

Od jakiegoś czasu patrzyłam w kierunku Opowieści rodu Otori- kultura Dalekiego Wschodu niezmiennie mnie fascynuje od lat. Kiedy przyszedł moment, w którym przeniosłam się do świata Trzech Krain- świata wymyślonego na wzór średniowiecznej Japonii- pochłonął mnie bez reszty.
Saga rodu Otori to historia Takeo i Kaede. Oboje bardzo młodzi, niewinni i nieprzygotowani na to co szykuje im los. Takeo pochodzi z małej, biednej wioski, która pewnego dnia zostaje doszczętnie zniszczona, a wszyscy jej mieszkańcy wymordowani. Sam Takeo zostaje uratowany przez pana Otori Shigeru i od tej pory wychowywany na jego syna i spadkobiercę. Chłopiec, który dopiero wkracza w wiek męski musi się wiele nauczyć poczynając od ukrywania swojej wiary, w której został wychowany, po władanie mieczem i prowadzenie wojen. Wkrótce na jaw wychodzą niesamowite zdolności Takeo, które będą dla niego zarówno darem jak i przekleństwem.
Na posłaniu z trawy. Tom II
Shirakawa Kaede jest spadkobierczynią rodu Shiarakwa, zakładniczką na zamku Noguchi, niezwykle piękną i inteligentną. Przywódcy klanów pragną wydać ją za mąż, aby umocnić swoją władzę, toteż Kaede nie ma wpływu na swój los. Tenże los jednak doprowadza do jej spotkania z Takeo i wtedy dopiero cała opowieść tak naprawdę się zaczyna. Opowieść o miłości, zemście, przeznaczeniu, odwadze i walce.
Takeo i Kaede przyszło żyć w czasach wojen klanowych, podziałów klasowych, walk o władzę i honor, w których o życiu lub śmierci decydowali władcy, gdzie znaczenie ludzkiego istnienia zależało od pozycji społecznej. Oboje odegrają dużą rolę w przyszłości Trzech Krain, wymagającą od nich cierpienia, poświęcenia i trudnych decyzji.
Świat, który stworzyła Lian Hearn jest okrutny, ale jakże urzekający, baśniowy. To świat, w którym ponad wszystko ceni się honor, odwagę i postępowanie zgodne z etosem. Mimo brutalnej rzeczywistości znajdzie się w nim miejsce na miłość, przyjaźń i lojalność. Postacie są wyraziste, realistyczne i pełne emocji, a autorka ich nie oszczędza.
W blasku księżyca. Tom III
Książki podzielone są na rozdziały opatrzone symbolem rodu, którego dotyczą. Części dotyczące rodu Otori są opowiadane przez Takeo w pierwszej osobie, pozostałe posiadają narrację trzecioosobową. Akcja płynie szybko, czasem o różnych wydarzeniach dowiadujemy się z czyjegoś raportu, gdy te już zaszły. Autorka cały czas trzyma nas w napięciu, często umiejętnie przechodząc do następnego rozdziału nie mówiąc nam jak zakończył się wątek z poprzedniego. Wplata w opowieść wiele krótkich opisów- to dla mnie chyba jedyna wada- dotyczących pogody, wystroju, koloru nieba, roślinności, itd.
Saga rodu Otori porusza wiele tematów i jest powieścią wielowątkową. Oprócz oczywistych motywów takich jak miłość, zemsta czy walka o władzę, znajdziemy tu również problemy wiary i życia po śmierci, prześladowań na tle religijnym, wiary w przeznaczenie, roli kobiety w społeczeństwie czy homoseksualizmu. Nie zaliczyłabym tych książek do gatunku fantasy, choć jej elementy można w nich znaleźć (nadzwyczajne zdolności Takeo przez niektórych uważane były za czary).
Jestem oczarowana tą sagą, fascynuje mnie przedstawiony w niej świat, chociaż nie chciałabym w nim żyć. Mimo to nie wiem czy sięgnę po kolejne dwa tomy cyklu, ze względu na to, że chyba za bardzo przywiązałam się do głównych bohaterów. Może kiedyś, jak już ochłonę :)