autorka: Katarzyna Michalak
moja ocena: 4/6
wydawnictwo: Albatros
rok wydania: 2010
liczba stron: 421
Katarzyna Michalak- ostatnio chyba jedna z popularniejszych polskich pisarek, znana przede wszystkim z cyklu „Poczekajka”, ale jak sama przyznaje to „Gra o Ferrin” jest dziełem jej życia.
Dość sceptycznie podchodziłam do tej książki z kilku powodów: po pierwsze nie zachęcił mnie ani opis na okładce, ani tym bardziej sama okładka, do tego w mojej bibliotece książka miesiącami stała na półce nie zwracając niczyjej uwagi. Sama pewnie bym się na nią nie skusiła gdyby nie mnóstwo pozytywnych opinii jakie przeczytałam. I nie żałuję.
Karolina, młoda lekarka pogotowia ratunkowego, po kolejnej nieudanej próbie uratowania ludzkiego życia, postanawia opuścić świat, którym rządzi śmierć i pieniądz. Poprzez rytuał przejścia wybiera się do krainy z marzeń, o której tyle opowiadała jej ciotka- do pięknego, baśniowego, magicznego Ferrinu. Tutaj Anaela (bo takie imię Karolina przybrała w tym świecie) dowiaduje się o niewyobrażalnej mocy, którą posiada, o niszczącej kraj wojnie i o swoim w niej udziale jako Pierwsza z Przepowiedni. Gdyby wiedziała co ją tu czeka, nigdy by się nie wybrała w taką podróż. Miłość, nienawiść, zdrada, śmierć, ból, poświęcenie…
Anaela niemal powala swoją doskonałością- leczy, ratuje, naraża życie za każdego kto się nawinie, zasłania własnym ciałem, obiecuje niestworzone rzeczy, do tego posiada nadprzyrodzone moce, których używa li tylko do ratowania życia przyjaciół i wrogów. O tym, że jest piękna i ponętna nie muszę chyba wspominać. Pozostali bohaterowie może nie są postaciami zbyt oryginalnymi, ale większość z nich posiada przynajmniej jakieś wady (lub same wady).
Ogromną rolę w tej książce odgrywają emocje. To one napędzają bohaterów, to na nich opiera się cała akcja, to one są przyczyną wszystkich wydarzeń. A wśród nich królują miłość oraz nienawiść.
Fabuła powieści jest rozbudowana, choć trochę chaotyczna, gdyż autorka prowadzi narrację z punku widzenia wielu bohaterów. Unika pisania o przeszłości (o Karolinie z czasów jej ziemskiego życia nie wiemy praktycznie nic), zapoznaje nas jedynie z niezbędnymi faktami, czasami niewystarczającymi, by dopiero na ostatnich stronach co nieco wyjaśnić.
Dużym minusem jeżeli chodzi o fabułę jest potraktowanie dużej części bohaterów w taki a nie inny sposób- sprawia to wrażenie, jakby autorka nie wiedziała co z nimi uczynić gdy już przestali odgrywać swoją rolę w powieści.
Sam pomysł na książkę, może niezbyt oryginalny, bardzo mi się jednak spodobał- baśniowa kraina, wojna, magia, miłość i zdrada, elfy i wiedźmy- to są moje ulubione klimaty.
K.M. sama o sobie mówi, że jej styl to dialog i akcja, brak opisów przyrody. I trzeba przyznać, że dzieje się tu i dużo i w trybie przyspieszonym, nie ma miejsca na przystanek i nabranie oddechu. Cała historia kończy się równie szybko jak się zaczęła, pozostawiając po sobie pytania, na które odpowiedzi czekać będą w następnych tomach (mam nadzieję).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz