poniedziałek, 4 lipca 2011

"Rio Anaconda"

autor: Wojciech Cejrowski
moja ocena: 6/6
wydawnictwo: Zysk i S-ka
rok wydania: 2006
liczba stron: 435

Odkąd tylko pamiętam fascynowała mnie tropikalna dżungla: tysiące kilometrów terenu gdzie nie postała ludzka stopa, pierwotne kultury Indian, tysiące gatunków roślin i zwierząt, w tym te jeszcze nie poznane i te, które nie występują nigdzie indziej na świecie. Od dziecka na mojej liście wymarzonych podróży, na pierwszym miejscu twardo stoi Amazonka.
No cóż, mam nadzieję, że będę mogła sobie kiedyś pozwolić na taką podróż, a póki co swoją fascynację zaspokajam czytaniem książek o przygodach innych.

Wojciecha Cejrowskiego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać- dużo się o nim mówi w mediach, on sam też dużo mówi. Znany dziennikarz, podróżnik, publicysta, pisarz i gospodarz wielu programów telewizyjnych, w tym oczywiście tych o tematyce podróżniczej. Słynie z konserwatywnych poglądów i ciętego języka. Można Cejrowskiego lubić lub nie, można się zgadzać z jego poglądami bądź nie, ale jego lektury TRZEBA przeczytać.
„Rio Anaconda” to książka o poszukiwaniu i poznawaniu Indian Carapana, mieszkających na pograniczu Kolumbii i Brazylii. Przy czym nie jest to dziennik z podróży, co to to nie. Chronologii w tej książce jest niewiele, informacji geograficznej jeszcze mniej. To jest Opowieść- o przygodach, o kulturze, o czarach, o niebezpieczeństwach, o strachu, o przyjaźni. A Cejrowski potrafi opowiadać jak mało kto i przy tym robi to z humorem (warto tu wspomnieć chociażby o przypisach, które na ogół wcale nie pełnią funkcji objaśniającej).
Książka podzielona jest na osiem części (Ksiąg), z których każda opisuje oddzielny etap podróży. W każdej z nich występują wstawki (ciemne strony z białym drukiem) wyjaśniające pewne zagadnienia czy terminy, opatrzone wieloma fotografiami. Księgi dzielą się natomiast na małe zatytułowane rozdziały, stanowiące jakby oddzielne opowiadania, przygody, zdarzenia czy rozmowy (czasem będące kontynuacją poprzednich, a czasem dziejące się w odległym czasie i miejscu).

„Rio Anaconda” to książka, którą ma się ochotę pochłonąć w całości i od razu. Czyta się ją jednym tchem, wciąga i fascynuje, ale… jednocześnie nie da się jej przeczytać „na raz”. Autor porusza tematy skłaniające do myślenia, refleksji lub przynajmniej do określenia swojego stanowiska (na przykład czary- wierzyć czy nie wierzyć?; kultura pierwotna- chronić, czy ucywilizować?), nie można przejść dalej i zapomnieć.
Niby zwykła książka podróżnicza, a jednak... niezwykła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz