piątek, 16 września 2011

"Isola"

autorka: Isabel Abedi
moja ocena: 4- / 6
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
rok wydania: 2008
liczba stron: 279

„Dwanaścioro młodych ludzi. Bezludna wyspa. Trzy rzeczy, które mogą na nią zabrać. I niezliczone kamery, które ich obserwują…”
Brzmi ciekawie. Ciekawie i znajomo. Jak połączenie „Big Brothera” z „Władcą much” W. Goldinga. A jak już jest bezludna wyspa i są kamery- to nie trzeba czytać, żeby wiedzieć, że sprawy przybiorą nieoczekiwany obrót. Ale może od początku…

Quint Tempelhoff- znany i poważany reżyser filmowy- ogłasza swój nowy projekt „Isola”, który od razu budzi wiele kontrowersji. Zamierza wysłać grupę dwunastu (wybranych przez siebie) nastolatków na małą bezludną wyspę u wybrzeży Brazylii. Mogą tam robić co chcą, mówić co chcą, być kim chcą. Jedynym dyskomfortem ma być fakt, że będą obserwowani przez kamery 24h na dobę, a z nagranego materiału powstanie film. Po dotarciu młodzieży na wyspę szybko okazuje się, że reżyser zadbał o dodatkowe atrakcje. Wymyślił dla nich pewną niewinną grę. Od tej pory już żaden z graczy nie będzie mógł spać spokojnie, w strachu przed eliminacją i powrotem do domu. Kto jest „mordercą”, a komu można zaufać? Czy ktoś toczy własną grę? Czy na pewno wszyscy są bezpieczni?
Narratorką książki jest siedemnastoletnia Vera- dziewczyna z bolesną przeszłością i być może dlatego bardzo zamknięta w sobie, ale za to bystra i inteligentna. Już w drodze na wyspę od pierwszego wejrzenia zakochuje się w innym uczestniku projektu. Oboje stanowią zresztą dobraną parę- tak samo tajemniczy i milczący.

Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że powinnam unikać książek z pierwszoosobową narracją (szczególnie w żeńskim wydaniu), bo to zmniejsza moją przyjemność z czytania. Vera zarówno jako narratorka jak i bohaterka była tak irytująca, że aż czasem śmieszna. Jej bierność, małomówność (w całej książce znajdziemy może ze trzy pełne zdania jej autorstwa) i skrytość były skrajnie skrajne. Za to była prawdziwą znawczynią z zakresu interpretacji wyrazu twarzy (specjalność: odczytywanie uczuć, zamiarów i charakterów po oczach). Nieustannie odczuwała lęk przed tym, że ktoś ją w danej chwili obserwuje (dziwne, że nie pomyślała o tym przed przyjazdem); bała się pokazać uczucia przed kamerami, co stanowiło oczywistą przeszkodę dla rozwoju jej miłości i główny temat jej rozmyślań w pierwszej połowie książki.
Przy całej swej niechęci do Very czułam za to sympatię do wszystkich pozostałych. Była to grupka diametralnie różnych ludzi, bardzo wyrazistych, o mocno zarysowanych cechach charakteru. Jeśli dodamy do tego szczególne warunki takie jak izolacja, strach przed eliminacją i niemożność zaufania komukolwiek- wychodzi raj do zabawy w psychologa. W tym przypadku Isabel Abedi zastosowała złoty środek czyli umiar. Nie roztrząsa się niepotrzebnie i nie przedłuża, ale też nie pomija tych spraw milczeniem.
Trzeba też przyznać autorce, że historia do samego końca trzyma w napięciu. Podczas lektury wielokrotnie zastanawiałam się kto jest „mordercą”, wracałam do różnych fragmentów, analizowałam fakty. I za każdym razem moje przypuszczenia się nie sprawdzały. Zakończenie jest nieprzewidywalne i bardzo zaskakujące.

„Zajmująca historia miłosna, zapierający dech w piersiach thriller i psychologiczny majstersztyk.”
Po części się zgodzę, tylko te superlatywy zmieniłabym na trochę mniej super, ale to nadal pozytywy.

4 komentarze:

  1. Trzeba przyznać, że historia jest dośc niesamowita, choć chyba dla mnie wciąż za mało zachęcająca. Nie wiem, ale mam wrażenie, że skądś ją znam, jakbym kiedyś widziała film o podobnych wydarzeniach... Nie mam pojęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agata Chrisie napisała kryminał o podobnej fabule. :)) zapraszam an mojego bloga http://lesmotsontlepouvoir.blogspot.com/

      Usuń
  2. Dla mnie też się wydawała znajoma, ale może dlatego, że sam motyw kamer rejestrujących grupę odizolowanych ludzi jest popularny ostatnio nie tylko w literaturze, ale przede wszystkim w telewizji.
    To książka o nastolatkach i napisana z myślą, że nastolatkowie będą ją czytać, więc też nie ma tam raczej mocnych, brutalnych scen, strasznych obrazów, czy psychopatycznych zaburzeń.
    Ja miałam szczerze mówiąc trochę inne wyobrażenie co do tej książki- spodziewałam się czegoś w stylu szkoły przetrwania, a wyszło coś bardziej jak "Big Brother". Jednak nie żałuję, że ją przeczytałam- akcja może nie wciska w fotel, ale przyjemnie się ją czyta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam tę książkę już dawno, jak i inne dzieła p. Abedi (a ta była jej pierwszą) i pamiętam jedną schizę przy tej książce - jak czytając ją, włączyłam piosenkę o której mowa w treści (Church coś tam, wiem, że z kościołem coś) Techno. Tak ryjące banie, że ja dziękuję.

    Sama książka, może nie idealna ale naprawdę ciekawa i zgrabnie napisana :)

    OdpowiedzUsuń