moja ocena: 4- / 6
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
rok wydania: 2008
liczba stron: 279
„Dwanaścioro młodych ludzi. Bezludna wyspa. Trzy rzeczy, które mogą na nią zabrać. I niezliczone kamery, które ich obserwują…”
Brzmi ciekawie. Ciekawie i znajomo. Jak połączenie „Big Brothera” z „Władcą much” W. Goldinga. A jak już jest bezludna wyspa i są kamery- to nie trzeba czytać, żeby wiedzieć, że sprawy przybiorą nieoczekiwany obrót. Ale może od początku…
Quint Tempelhoff- znany i poważany reżyser filmowy- ogłasza swój nowy projekt „Isola”, który od razu budzi wiele kontrowersji. Zamierza wysłać grupę dwunastu (wybranych przez siebie) nastolatków na małą bezludną wyspę u wybrzeży Brazylii. Mogą tam robić co chcą, mówić co chcą, być kim chcą. Jedynym dyskomfortem ma być fakt, że będą obserwowani przez kamery 24h na dobę, a z nagranego materiału powstanie film. Po dotarciu młodzieży na wyspę szybko okazuje się, że reżyser zadbał o dodatkowe atrakcje. Wymyślił dla nich pewną niewinną grę. Od tej pory już żaden z graczy nie będzie mógł spać spokojnie, w strachu przed eliminacją i powrotem do domu. Kto jest „mordercą”, a komu można zaufać? Czy ktoś toczy własną grę? Czy na pewno wszyscy są bezpieczni?
Narratorką książki jest siedemnastoletnia Vera- dziewczyna z bolesną przeszłością i być może dlatego bardzo zamknięta w sobie, ale za to bystra i inteligentna. Już w drodze na wyspę od pierwszego wejrzenia zakochuje się w innym uczestniku projektu. Oboje stanowią zresztą dobraną parę- tak samo tajemniczy i milczący.
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że powinnam unikać książek z pierwszoosobową narracją (szczególnie w żeńskim wydaniu), bo to zmniejsza moją przyjemność z czytania. Vera zarówno jako narratorka jak i bohaterka była tak irytująca, że aż czasem śmieszna. Jej bierność, małomówność (w całej książce znajdziemy może ze trzy pełne zdania jej autorstwa) i skrytość były skrajnie skrajne. Za to była prawdziwą znawczynią z zakresu interpretacji wyrazu twarzy (specjalność: odczytywanie uczuć, zamiarów i charakterów po oczach). Nieustannie odczuwała lęk przed tym, że ktoś ją w danej chwili obserwuje (dziwne, że nie pomyślała o tym przed przyjazdem); bała się pokazać uczucia przed kamerami, co stanowiło oczywistą przeszkodę dla rozwoju jej miłości i główny temat jej rozmyślań w pierwszej połowie książki.
Przy całej swej niechęci do Very czułam za to sympatię do wszystkich pozostałych. Była to grupka diametralnie różnych ludzi, bardzo wyrazistych, o mocno zarysowanych cechach charakteru. Jeśli dodamy do tego szczególne warunki takie jak izolacja, strach przed eliminacją i niemożność zaufania komukolwiek- wychodzi raj do zabawy w psychologa. W tym przypadku Isabel Abedi zastosowała złoty środek czyli umiar. Nie roztrząsa się niepotrzebnie i nie przedłuża, ale też nie pomija tych spraw milczeniem.
Trzeba też przyznać autorce, że historia do samego końca trzyma w napięciu. Podczas lektury wielokrotnie zastanawiałam się kto jest „mordercą”, wracałam do różnych fragmentów, analizowałam fakty. I za każdym razem moje przypuszczenia się nie sprawdzały. Zakończenie jest nieprzewidywalne i bardzo zaskakujące.
„Zajmująca historia miłosna, zapierający dech w piersiach thriller i psychologiczny majstersztyk.”
Po części się zgodzę, tylko te superlatywy zmieniłabym na trochę mniej super, ale to nadal pozytywy.
Trzeba przyznać, że historia jest dośc niesamowita, choć chyba dla mnie wciąż za mało zachęcająca. Nie wiem, ale mam wrażenie, że skądś ją znam, jakbym kiedyś widziała film o podobnych wydarzeniach... Nie mam pojęcia :)
OdpowiedzUsuńAgata Chrisie napisała kryminał o podobnej fabule. :)) zapraszam an mojego bloga http://lesmotsontlepouvoir.blogspot.com/
UsuńDla mnie też się wydawała znajoma, ale może dlatego, że sam motyw kamer rejestrujących grupę odizolowanych ludzi jest popularny ostatnio nie tylko w literaturze, ale przede wszystkim w telewizji.
OdpowiedzUsuńTo książka o nastolatkach i napisana z myślą, że nastolatkowie będą ją czytać, więc też nie ma tam raczej mocnych, brutalnych scen, strasznych obrazów, czy psychopatycznych zaburzeń.
Ja miałam szczerze mówiąc trochę inne wyobrażenie co do tej książki- spodziewałam się czegoś w stylu szkoły przetrwania, a wyszło coś bardziej jak "Big Brother". Jednak nie żałuję, że ją przeczytałam- akcja może nie wciska w fotel, ale przyjemnie się ją czyta.
Przeczytałam tę książkę już dawno, jak i inne dzieła p. Abedi (a ta była jej pierwszą) i pamiętam jedną schizę przy tej książce - jak czytając ją, włączyłam piosenkę o której mowa w treści (Church coś tam, wiem, że z kościołem coś) Techno. Tak ryjące banie, że ja dziękuję.
OdpowiedzUsuńSama książka, może nie idealna ale naprawdę ciekawa i zgrabnie napisana :)